Relacja

NH 2011: Za horyzontem

Filmweb / autor : /
https://www.filmweb.pl/article/NH+2011%3A+Za+horyzontem-75937
Wczorajsze tytuły z konkursu głównego zdecydowanie nie odsłoniły przede mną nowych horyzontów sztuki filmowej. Albo naoglądałem się już za dużo "Transformerów" i nie jestem w stanie docenić dobrego eksperymentu, albo ktoś ewidentnie robi mnie w konia. Tym razem nie dam założyć sobie siodła i lejców!

Na pierwszy ogień poszły "Dharma Guns" w reżyserii François-Jacques'a Ossanga. Opis fabuły  brzmi całkiem atrakcyjnie (cytuję za katalogiem): W rządzonym przez militarystów kraju pojawia się przybysz o imieniu Stan, podający się za syna prof. Starkova – specjalisty w dziedzinie eksperymentów z ludzką psychiką. Stan pisze raporty dla przybranego ojca, tworząc z nich scenariusz filmowy. Jednocześnie próbuje odszukać Dalié, z którą kiedyś łączyła go intymna bliskość. Bohater zostaje wciągnięty w spisek organizowany przez rebeliantów zwanych Dharma Guns, dążących do zdestabilizowania całego kraju.



Autor powyższego cytatu przedstawia opowiedzianą w "Dharma Guns" historię w niezwykle klarowny sposób. Sam film klarowny jednak nie jest – przypomina zły sen albo halucynację, a te, jak wiadomo, są na bakier z logiką. Kolejne sceny nie kleją się ze sobą, a bohaterowie zmieniają nieoczekiwanie fronty. Ossang podsuwa nam różne tropy interpretacyjne: fragmenty twórczości Lovecrafta i egipskiej "Księgi Umarłych", postaci żywcem wyjęte z "Procesu", "Roku 1984" albo "Nowego wspaniałego świata", scenografię rodem ze starych filmów science-fiction. Dałoby się to pewnie oglądać z zainteresowaniem, gdyby nie  trącące czystą grafomanią dialogi i deklamujący je z emfazą odtwórcy głównych ról. Ja rozumiem, że Meryl Streep i Daniel Day-Lewis mogli być akurat zajęci i trzeba było znaleźć zastępstwo, ale czy naprawdę reżyser musiał odpuścić zupełnie prowadzenie aktorów? Uszy więdną, oczy kleją się do snu. Widzowie mieli okazję porozmawiać z Ossangem po projekcji filmu. Niestety, jak głosi festiwalowa plotka, francuski artysta był bardzo "zmęczony" i spotkanie trzeba było przerwać.

Szkoda, że tego samego nie dało się zrobić z seansem "Terrorystów". Dokument Thunski Pansittivorakula wydaje mi się szczególnym kuriozum, biorąc pod uwagę zawartą w nim dedykację dla ofiar ubiegłorocznych antyrządowych protestów w Tajlandii.



Film zaczyna od przytoczenia słów znanego historyka Waltera Laqueura (urodzonego, notabene, we Wrocławiu) o tym, że dla jednych ktoś może być terrorystą, a dla innych bojownikiem o wolność. Potem reżyser przeklina tajski rząd i... serwuje nam trwające kilkanaście minut obrazki pół nagich adonisów łowiących ryby. Dalej mamy fantastyczną scenę masturbacji związanego mężczyzny, gdzie kamera znajduje się mniej więcej dwa centymetry od nabrzmiałego członka. A w ramach Grand Finale zdjęcia zmasakrowanych przez policję w trakcie demonstracji ciał Tajów.

Daleko mi do konserwatywnej kwoki oburzającej się na widok narządów płciowych w akcji. Zdaję sobie również sprawę, że reżyser to też człowiek i chciał spełnić przed kamerą parę erotycznych marzeń. Któż by nie chciał? Ale czy naprawdę musiał do tego wszystkiego mieszać zwłoki, które nie zdążyły nawet ostygnąć?  Czy nie było innego tematu, który można było wciąć na warsztat przy okazji eksperymentu polegającego na rozminięciu komentarza z obrazem? Czekam na Wasze opinie.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones