Relacja

BERLINALE 2015: W pułapce ciała

autor: , /
https://www.filmweb.pl/article/BERLINALE+2015%3A+W+pu%C5%82apce+cia%C5%82a-109711
Na Berlinale coraz lepsze filmy. W konkursie najbardziej udany film w karierze Małgorzaty Szumowskiej, czyli "Body/Ciało", a w Panoramie - "I Am Michael", udany debiut Justina Kelly’ego z Jamesem Franco w roli głównej.


Body mnie całe ciało ("Body/Ciało", reż. Małgorzata Szumowska)

 Podobno Brazylia nie jest tak zobojętniona na ból i cierpienie jak Polska. Tak przynajmniej twierdzi grana przez Maję Ostaszewską Anna, która przytacza statystyki na to, że w Ameryce Południowej dużo ufniej niż u nas podchodzi się do medycyny ezoterycznej. Brazylijczycy - sugeruje bohaterka - nie wypierają swoich traum, nie zaniedbują duszy. Za to odważnie egzorcyzmują demony i godzą się z duchami zmarłych. A Polacy wręcz przeciwnie. W swoim "Body/Ciele" Małgorzata Szumowska serwuje nam to nieprzerobione polskie cierpienie w pigule. Robi aluzje do śmierci Zdzisława Beksińskiego, sprawy Madzi z Sosnowca, sporów światopoglądowych: a to o aborcję, a to o pochodzenie Jezusa. Ten rutynowy przegląd gorących tematów jakoś jednak nie boli. Bo "prasówka" Szumowskiej to jedynie koloryt, drugi plan, scenografia, a nie markowane społeczne zaangażowanie. Poza tym film jest naprawdę dobry.



 Koniec końców broni się nawet dziwna tytułowa hybryda. Nie chodzi w niej przecież tylko o zabieg promocyjny, o to, że polski film pokazywany w konkursie Berlinale powinien nazywać się jakoś tak światowo, po angielsku. Szumowska faktycznie opowiada o dualizmie ciała. Z jednej strony jest ciało namacalne, z drugiej - astralne. Z jednej fizyka, z drugiej - metafizyka. Anoreksja sąsiaduje tu z filozofią New Age, portret somy w rozsypce z ezoterycznymi dywagacjami. Nakłada się na to jeszcze symbolika Wielkanocy, zmartwychwstania; dosłownego (trup znad Wisły) lub mniej dosłownego (relacja ojciec-córka). Ale zamiast napinać się w protekcjonalnej manierze, zamiast mydlić oczy efekciarskimi wykrętami – a zdarzało się to jej w przeszłości - Szumowska stawia na konkret. Żelazna konsekwencja narracyjna plus zdrowy dystans do tematu? Oto znaki autorskiej dojrzałości.
 


 Konflikt dwóch pierwiastków rozpisany jest tu na pojedynek postaw, starcie pary bohaterów. W lewym narożniku: Prokurator (Janusz Gajos). Ciało to dla niego trup, zwłoki w najróżniejszych stanach spoczynku oglądane na co dzień w pracy: a to wisielec na gałęzi, a to niemowlę w sedesie; ewentualnie resztki zmarłej żony w zniszczonej przez wadliwą kanalizację trumnie. Świąt nie obchodzi, a ze spraw duchowych najbliższy jest mu spiritus w butelce wódki. W narożniku prawym: terapeutka Anna. Po śmierci synka odkryła w sobie talent do komunikacji z zaświatami. Podczas leczenia dziewczyn z zaburzeniami odżywiania, seansów spirytystycznych czy nawet zwykłej jazdy windą kobieta utrzymuje kontakt ze sferą bezcielesnych bytów. Leczy dusze, widzi duchy. Jest jeszcze Olga (Justyna Suwała): anorektyczka, niedoszła samobójczyni, córka Prokuratora, która staje między cynicznym mężczyzną a natchnioną Anną. Dziewczyna chora na ciele i duszy.

Całą recenzję Kuby Popieleckiego przeczytacie TUTAJ.


Ukrzyżuję się dla Ciebie, słodki Boże ("I Am Michael", reż. Justin Kelly)

James Franco cierpi na twórcze ADHD. Wszędzie go pełno - w kinie, teatrze, gazetach i internecie. Złośliwi twierdzą, że próbuje złapać kilka srok za ogon, a uwagę - zamiast na projekcie – skupia głównie na sobie. Czasami rzeczywiście tak bywa. W ciągu ostatnich trzech lat Franco kręcił od siedmiu do dziesięciu filmów rocznie i wiele razy sygnował swoim nazwiskiem niezależne i ryzykowne projekty, dzięki czemu zwiększał ich potencjał rynkowy. Gwiazdy sprzedają się najlepiej, więc Franco wykorzystuje swoje pięć minut, by w pakiecie zhandlować kilka idei i wzbudzić zainteresowanie tematami tabu, jakimi wciąż są w kulturze seksualność i religia. Debiut Justina Kelly’ego dowodzi jednak, że Franco jest nie tylko celebrytą z agendą, ale i świetnym aktorem, który potrafi unieść na własnych barkach ciężar filmowej opowieści.


   
"I Am Michael" to oparta na faktach historia seksualnej i duchowej rewolucji, jaką przeszedł Michael Glatze, który z geja-aktywisty walczącego w imieniu homoseksualnych mniejszości i wydawcy dwóch magazynów o profilu LGBT zmienił się w heteroseksualnego pastora twierdzącego, że homoseksualizm to grzech i iluzja. Glatze dokonał obrotu o sto osiemdziesiąt stopni, a Franco udało się podążyć po jego śladach. Co prawda "I Am Michael" to jeden z wielu filmów, w których aktor gra postać desperacko szukającą swojej tożsamości, lecz tym razem owe poszukiwania nie zamieniają się w chaos ("Francophrenia" czy "Dolegliwości"). Postać Glatze’a nie pada ofiarą nieporadności scenarzysty, ale rośnie w siłę dzięki wiarygodnym zwrotom akcji kontrapunktującym nasze oczekiwania.


   
San Francisco sportretowane przez Christophera Blauvelta kojarzy się ze sceną seksualnych rewolucji i rozwiniętą kulturą LGBT. Rozgrywała się tam m.in. akcja gejowskiego dramatu "Test na życie" Chrisa Masona Johnsona, "Skowytu" Roba Epsteina i Jeffreya Friedmana (z Franco w roli Ginsberga) czy "Obywatela Milka" Gusa van Santa. Tak symboliczna przestrzeń bardzo szybko zaczyna uwierać, więc Kelly wprawia swojego bohatera w ruch i zmusza do skonfrontowania się z innym światem. Ten manifestuje się pod postacią kanadyjskiego Halifaxu, gdzie Michael przeprowadza się ze swoim partnerem, Bennettem (Zachary Quinto). Nie może się odnaleźć w nowej rzeczywistości; jego życie traci dawną intensywność, a bierność prowadzi do ataków paniki i objawów nerwowego załamania. Kelly doskonale ogrywa ten proces na poziomie obrazu. Franco blednie w oczach podobnie, jak bladła Fred w "Na zawsze Laurence" Xaviera Dolana. Ich rezygnacja z ekstrawaganckich, barwnych ciuchów służy podkreśleniu szarości i nudy codzienności.

Całą recenzję Anny Bielak znajdziecie TUTAJ.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones