Po spektakularnej klęsce <a href="http://www.filmweb.pl/Batman,i,Robin,%281997%29,o,filmie,Film,id=510" class="n"><b>"Batman & Robin"</b></a>, po którego premierze więcej mówiło się o sutkach
Po spektakularnej klęsce "Batman & Robin", po którego premierze więcej mówiło się o sutkach widocznych na kostiumie superbohatera, niż o samej produkcji, Mroczny Rycerz na kilka lat odszedł do filmowego lamusa. Na szczęście rosnąca popularność komiksowych produkcji i sukcesy takich obrazów jak "Spider-Man" sprawiły, że producenci ponownie zdecydowali się zainwestować w Batmana, dzięki czemu na nasze ekrany wchodzi jedna z najlepszych komiksowych ekranizacji ostatnich lat. "Batman - Początek" - siódmy już pełnometrażowy film inspirowany twórczością Boba Kane'a, fabularnie powraca do korzeni postaci Mrocznego Rycerza. Po raz kolejny będziemy więc świadkiem tragicznych wydarzeń z dzieciństwa Bruce'a Wayne'a oraz drogi, jaką musiał przebyć, by stać się zamaskowanym strażnikiem Gotham City. O powodach, dla których Bruce Wayne przywdział czarną pelerynę i wypowiedział wojnę przestępcom, opowiedział już Tim Burton w swojej ekranizacji komiksu z 1989 roku. Christopher Nolan natomiast skoncentrował się nie na tym "dlaczego", ale "jak" doszło do narodzin Mrocznego Rycerza. W nowym filmie obserwujemy Bruce'a Wayne na różnych etapach jego życia: jako dziecko będące świadkiem tragicznych wydarzeń, młodego, pałającego żądzą zemsty człowieka myślącego jedynie o zabiciu mordercy, który odebrał mu rodzinę, desperata przenikającego do światka przestępczego chcącego poznać zasady jego działania i wreszcie ucznia tajemniczego Ra's Al Ghula - przywódcy organizacji o nazwie Liga Cieni. Te wszystkie wydarzenia nie pozostaną bez wpływu na tytułowego bohatera. Każde z nich ukształtuje go na swój sposób, prowadząc ostatecznie do narodzin Batmana - superbohatera, którego najpotężniejszą bronią stanie się strach. David S. Goyer - etatowy adaptator komiksów (m.in. "Blade - wieczny łowca", "Ghost Rider") i Christopher Nolan w przeciwieństwie do Tima Burtona i Joela Schumachera postawili nie na widowiskowość, ale na realizm. "Batman - Początek" to najpoważniejsza, najbardziej prawdziwa i zarazem najmniej komiksowa opowieść o Mrocznym Rycerzu. Podobnie jak Frank Miller kilkanaście lat temu w "Powrocie Mrocznego Rycerza" Christopher Nolan ukazał Batmana jako człowieka nękanego przez własne demony, superbohatera nieustannie stąpającego po cienkiej granicy, na której kończy się walka o sprawiedliwość, a zaczyna ślepa zemsta. Tutaj wszystko jest prawdziwe. Gadżety, batmobil czy umożliwiająca latanie peleryna wszystko ma swoje racjonalne wytłumaczenie. Nawet Christian Bale, który specjalnie do roli przytył 40 kilogramów i poddał się wyczerpującemu treningowi, jako jedyny z odtwórców Batmana wygląda na człowieka mogącego w pojedynkę stawić czoła kilku przeciwnikom. Goyer i Nolan wykorzystali doskonale możliwości, jakie niosła ze sobą możliwość powrotu do początków kariery Batmana. Z filmu dowiemy się zatem, jak powstał jego charakterystyczny strój, skąd u Wayne'a fascynacja nietoperzami, czym tak naprawdę był Batmobil oraz skąd wziął się charakterystyczny sygnał świetlny, którym komisarz Gordon przyzywał na pomoc Mrocznego Rycerza. Siłą "Batman - Początek", obok dopracowanego scenariusza, są aktorzy. Oprócz wspomnianego już Bale'a doskonale wypadli odtwórcy ról drugoplanowych. Michael Caine i Morgan Freeman wprowadzają odrobinę humoru do mrocznej opowieści, a Tom Wilkinson jest niezastąpiony w roli gangstera Carmine'a Falcone. Pochwały należą się również młodemu Cillianowi Murphy'emu, który stworzył ciekawą rolę doktora Jonathana Crane'a - jednego z przeciwników Batmana oraz Gary'emu Oldmanowi, który, wcielając się w postać młodego porucznika Jamesa Gordona, po raz pierwszy od dłuższego czasu zagrał bohatera pozytywnego. Nieco rozczarowuje natomiast Liam Neeson, który w roli Henriego Ducarda - członka Ligi Cieni i nauczyciela Bruce'a Wayne'a, do złudzenia przypomina Qui-Gon Jinna z "Mrocznego widma". Rola Neesona to nie jedyny ze słabszych elementów filmu. Przede wszystkim Christopher Nolan nie umiał poradzić sobie z realizacją scen walk Batmana. Zgodnie z panującą w Hollywood modą nakręcono je z różnych ujęć i szybko zmontowano, co dało na ekranie efekt totalnego chaosu, w którym bardzo często nie wiadomo nawet, kto wyprowadza cios, a kto obrywa. Nieporozumieniem jest również delikatny wątek romansowy. Pomiędzy Bale'em i Holmes nie czuć żadnej chemii, a końcowa scena i wyjaśnienia Rachel brzmią nielogicznie i sztucznie. To nie jest zresztą jedyna wpadka scenarzystów. Banalnie brzmią bowiem również nauki Ducarda udzielane Wayne'owi podczas jego pobytu w szkole Ligi Cieni. Powyższe mankamenty nie powinny Was jednak zniechęcić do wycieczki do kina. Mimo kilku potknięć film Nolana to bowiem faktyczny powrót Mrocznego Rycerza do sławy i chwały z czasów, gdy jego przygody na nowo opowiedział Tim Burton w 1989 roku. Mroczna, realistyczna, opierająca się bardziej na bohaterach niż efektach specjalnych historia na pewno nie rozczaruje fanów komiksowego bohatera. PS. Kilka lat przed powstaniem filmu planowano ekranizację alternatywnej opowieści opowiadającej o początkach kariery Mrocznego Rycerza - komiksowej opowieści Franka Millera "Batman: Rok pierwszy", której reżyserią poważnie zainteresowany był Darren Aronofsky. Projekt ostatecznie nigdy nie został zrealizowany, ale fani rysunkowego cyklu na pewno zauważą kilka dyskretnych odniesień do dzieła autora "Sin City". Podobnie jak w "Batman: Rok pierwszy" Mroczny Rycerz przyzywa w filmie na pomoc nietoperze (robi to nawet w taki sam sposób), ważną rolę w historii odgrywa policjant o nazwisku Flass, a obie historie kończy "pojawienie" się Jokera.