Zastanawiające, jaki termin krytycy filmowi ukują na określenie właśnie przybierającego na sile nurtu, mającego za wyróżnik powierzanie funkcji i nadawanie cech męskich bohaterów postaciom żeńskim. Jeszcze na etapie VII epizodu "Gwiezdnych wojen" czy "Wonder Woman" można było bagatelizować całą sprawę, pisząc w komentarzach, że "to przecież nic nowego". I rzeczywiście, odnajdując w pamięci takie tytuły, jak "Obcy", "Niesamowita McCoy", "G.I. Jane" czy "Kill Bill" wypada zgodzić się ze stwierdzeniem, że twarde babki gościły na wielkim ekranie już niejednokrotnie, co nie zmienia faktu, że dziś robią to po prostu znacznie częściej. Zamiast w nieskończoność zarzucać wytwórniom populistyczne kultywowanie poprawności politycznej, być może lepiej przybrać z jednej strony dżentelmeńską, z drugiej zaś otwartą postawę i, jak przystało na prawdziwego kinomana, celebrować powstawanie kolejnego, ważnego rozdziału w historii X muzy? "Kapitan Marvel" to jego następny akapit i warto poświęcić mu uwagę.
więcej