To jeden z tych seriali, w których całym sercem kibicujesz czarnym charakterom. Żadna z pozytywnych postaci do mnie nie przemawia. Ich motywy są tak naiwne lub nie ma ich wcale. Słuchając ich dialogów to ciągle ma się wrażenie, że z choinki się urwali.
Mocno kibicowałam Drolcie w ostatnim odcinku. Robiłam to od początku, ale to była kulminacja. Chociaż wiedziałam, że musi przegrać to i tak byłam zawiedziona. Byłam przeszczęśliwa, gdy w końcu zrozumiała, że Ersebeth jest nikim i odebrała jej moce, szkoda tylko, że tak krótko się nimi nacieszyła. Po seansie naszła mnie myśl, że bardzo brakuje mi jakiegoś serialu/filmu w takim stylu, w którym zło wygrywa z miażdzącą przewagą. Nie ma żadnych honorowych idei, które mogłyby nieco wybielić wizerunek, po prostu zło wygrywa i nie mogę tego przeboleć, że Nocturne tak się właśnie nie skończyło :D