Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
TV
Zobacz sekcję

Bawarskie krasnale

"7 krasnoludków: Las to za mało - historia jeszcze prawdziwsza" to kontynuacja niemieckiego hitu sprzed roku. Propozycja tylko dla najbardziej zdesperowanych miłośników niemieckich komedii.

Komedia (bardziej w założeniu niż wykonaniu) Svena Unterwaltda Jr. próbuje być czymś w rodzaju aktorskiej, bardziej przaśnej wersji "Shreka". Ta sama zabawa bajkowymi motywami, tylko wykonanie, delikatnie mówiąc, toporne. Cóż, wiele dobrego można powiedzieć o naszych zachodnich sąsiadach, ale lekki i inteligentny humor nie jest ich najmocniejszą stroną. Najwyraźniej jednak nad Wisłą ma swoich zwolenników, skoro dystrybutor zdecydował się wprowadzić kontynuację opowieści o krasnalach.

Znowu spotykamy siedmiu dzielnych, acz seksualnie wyposzczonych liliputów. Obiektem zainteresowań pozostaje oczywiście Królewna Śnieżka, ta niestety nie tylko jest już zajęta, ale i dzieciata. Pewnego dnia w bajkowej krainie pojawia się wyjątkowo antypatyczny typ, który w wyniku intrygi, planuje porwać młodego królewicza. Żeby uratować synka, Śnieżka musi w ciągu dwóch dni podać prawdziwe imię swojego prześladowcy. Ten, poza parszywym charakterem znany jest głównie z tego, że nikt nie może zapamiętać jego imienia. Po ratunek Śnieżka udaje się oczywiście do dawnych kompanów. Krasnale natychmiast wyruszają w świat by odkryć tajemnicę. Tę rozwikłać może mag o swojskim imieniu Inteligentny Bohdan, żeby go odnaleźć bohaterowie docierają aż do współczesnego Berlina.



Tyle jeżeli chodzi o fabułę, choć wierzcie mi, że nie ma ona tu większego znaczenia. "7 krasnoludków: Las to za mało?" to zlepek mało wybrednych gagów, w dużej mierze zresztą zapożyczonych z części pierwszej. Krasnale znowu więc okładają się deskami (ha ha ha), czapeczki stają im dęba (żart wykorzystywany tu bez umiaru), no i wszyscy nieustannie robią głupie miny. A kiedy najbardziej gamoniowaty Loczek (mówiący głosem Jerzego Kryszaka) robi zeza, publika umiera już ze śmiechu. To znaczy, mam nadzieję, że tak jest, bo na lepsze żarty liczyć raczej nie można.

Polskie tłumaczenie filmu dostosowano do swojskich realiów. W dialogach roi się od aluzji do obecnej sytuacji politycznej (Loczek spotyka w lesie Pinokia, który obiecuje budowę stadionów i... oczywiście nos rośnie mu na kilometr), pomysł sam w sobie dobry, ale wykorzystywany w nadmiarze. O nadmiarze można także mówić przypadku obsady dubbingu. Od jakiegoś czasu każda szanująca się produkcja musi mieć w obsadzie jakiś znany, niekoniecznie aktorski głos. Film Unterwaltda bije pod tym względem rekord: głosu postaciom użyczyli m.in. Krzysztof Skiba, Agnieszka Chylińska, Edyta Herbuś, czy Grzegorz Halama. Efekt nie zachwyca (zwłaszcza Herbuś jako Śnieżka). Najnaturalniej wypada Michał Koterski w roli Pinokia, jednak jego epizod jest niewielki.

Ciekawym pomysłem, było przeniesienie akcji do współczesnego Berlina, niestety twórcy nie potrafili tego wykorzystać. Zderzenie bajkowych postaci, z mentalnością mieszkańców metropolii XXI wieku, otwierało pole do popisu, niestety inwencja reżysera ograniczyła się do scen typu: "uzbrojone" w parówki krasnale napadają na bank. Prawdę mówiąc oglądając tę niemiecką wypocinę ma się nieodparte wrażenie, że twórcy potwornie się na planie męczyli, marząc by szybko odwalić chałturę i udać się do kasy po (nie)zasłużoną wypłatę. Przyznam, że po seansie miałem podobne odczucie, niestety kasa kina była już zamknięta.


6
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje