Recenzja gry Xbox Series X

Assassin’s Creed Valhalla (2020)
Ashraf Ismail
Benoit Richer
Magnus Bruun
Cecilie Stenspil

Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść

"Assassin’s Creed Valhalla" ze wszystkich sił chce być grą dla każdego. Choć w prologu Eivor jest małą dziewczynką, to w dowolnym momencie rozgrywki możemy zmieniać jej płeć. Kiedy chcemy, możemy
"Assassin's Creed Valhalla" - przeczytaj naszą recenzję
"Assassin’s Creed Valhalla" ze wszystkich sił chce być grą dla każdego. Choć w prologu Eivor jest małą dziewczynką, to w dowolnym momencie rozgrywki możemy zmieniać jej płeć. Kiedy chcemy, możemy przekładać i resetować punkty umiejętności, a gra honoruje każdy styl rozgrywki i nigdy nie zmusza nas do robienia czegoś po cichu. Nawet główny wątek fabularny do pewnego stopnia można poznawać w dowolnej kolejności, a jeśli komuś nie pasuje kontroler, może sobie do Xboksa podpiąć myszkę i klawiaturę. Nie ma też problemu, aby ograniczyć brutalność, schować interfejs, ułatwić zabójstwa czy dodać dokładniejsze wskaźniki na mapie. Czy przy tak wielu opcjach i możliwościach da się zrobić spójną i wciągającą przygodę?



Po haniebnej śmierci rodziców Eivor została zaadoptowana przez swojego króla i wychowywała się wraz z jego synem, Sigurdem. Kilkanaście lat po tych wydarzeniach rodzeństwo wyrusza do Anglii w poszukiwaniu nowego, lepszego domu. Tu zaczyna się właściwa przygoda i pierwsze schody. Główna oś fabularna jest taka, że musimy zawrzeć sojusze ze wszystkimi królestwami na terenie Anglii. W uproszczeniu wygląda to tak, że z mapki w naszej osadzie wybieramy, z kim chcemy zawrzeć sojusz, jedziemy tam wykonać kilka misji, z ogółu na koniec jest bitwa, a po wszystkim wracamy zaraportować nowy sojusz i wybieramy z mapki kolejną lokację. I tak w kółko. Historie, które rozgrywają się w poszczególnych królestwach, są przyzwoicie napisane i nierzadko potrafią wciągnąć, zdarzają się zadania zabawne i straszne, jednak mi osobiście brakowało solidnie zarysowanego wątku fabularnego, którym mogło się poszczycić chociażby "Assassin’s Creed Odyssey".



Tam, gdzie niedomaga fabuła, gra nadrabia klimatem, ale to w sumie domena całej serii "Assassin’s Creed". Anglia została oddana świetnie, każdy region ma swój charakterystyczny klimat, a budowane na ruinach imperium rzymskiego miasta pełne są zakamarków i tajemnic. Praktycznie każde wzniesienie, góra czy polana w połączeniu z pełnym opcji trybem fotograficznym zamieniają tę grę w świetny generator tapet. Nie jest też tajemnicą, że poza Anglią wybierzemy się chociażby do Asgardu, który jest jedną z kilku pełnoprawnych lokacji, w których czekają na nas kolejne zadania do wykonania. No i jak to w życiu, na każdym rogu coś na nas czyha, a nawet kiedy znajdziemy kawałek spokoju, to za chwilę mogą nam zrobić wjazd wilki, złodzieje czy inne niedźwiedzie. Tak jak w większości gier korzystam kiedy tylko się da z opcji szybkiej podróży, tak tu samo jeżdżenie i podziwianie widoków było ogromną przyjemnością.



Dużo pracy włożono w upłynnienie walki, a mocny akcent na korzystanie z tarczy zmusza nas do zmiany przyzwyczajeń z poprzednich gier, jednak w zderzeniu z wydanym niedawno "Ghost of Tsushima" gra wypada blado. Nie powiem, skakanie po głowach Anglików, walenie ich na oślep wyrwanym z ręki mieczem, miażdżenie młotami czy, w końcu, odcinanie tych nieszczęsnych głów dają masę radochy, jednak brakuje tu finezji i dynamiki starć z produkcji Sucker Punch. Nowością są też dodane najazdy, w których wraz z ekipą wikingów plądrujemy klasztory i kradniemy co się da, jednak jest ich względnie mało (nie możemy najechać każdej osady, tylko oznaczone przez grę), a po kilku takich akcjach dociera do nas, że gdyby nie potrzeba wyważania drzwi z kimś, to równie dobrze moglibyśmy taki najazd zrobić sami. Podobnie ma się sytuacja z podbijaniem zamków: przygotowujemy się, zbieramy wojska, osłabiamy wroga, a po dwóch takich podbojach wiemy już, jak cały proces przyśpieszyć i uprościć, wykorzystując skrypty w grze.



Duże zmiany zaszły w rozwoju i ulepszaniu naszej postaci. Broni i elementów pancerza nie możemy sprzedawać, a ich ulepszanie zostało rozbite na dwa etapy – dodanie miejsc na rozwój rzadkimi sztabkami oraz wypełnianie tych miejsc bardziej pospolitymi materiałami. Każdy element wyposażenia ma też swój symbol (niedźwiedź, kruk i wilk), co jest bezpośrednio związane z drzewkiem rozwoju i punktami umiejętności. Przykładowo, chcąc rozwijać walkę wręcz, idziemy na drzewku szlakiem niedźwiedzia i tym samym zdobywamy po drodze ulepszenia dla ekwipunku spod znaku dużego miśka. Co w sytuacji kiedy znajdziemy wypasiony miecz spod innego symbolu? Są dwie opcje: resetujemy drzewko i przerzucamy punkty w inną stronę albo po prostu godzimy się z tym, że nasz nowy miecz nie będzie tak dobry jakbyśmy chcieli. System ten, choć ciekawy, doprowadził do sytuacji, w której całą grę biegałem w jednym zestawie ekwipunku, bo szkoda mi było tracić bonusy, na które zapracowałem. Z gry zniknęły również poziomy doświadczenia, a zamiast tego mamy wskaźnik mocy. Każde zapełnienie paska doświadczenia to dwa nowe punkty umiejętności i tym samym dwa punkty mocy. Abyśmy jednak nie latali od początku po całej Anglii, każdy region dostał sugerowany poziom mocy, poniżej którego walka stawała się naprawdę ciężka.

Czymże by był "Assassin’s Creed" bez synchronizacji na wieżach i mapy wysypanej znacznikami? W grze czeka pełen wachlarz aktywności pobocznych i znajdziek. Skrzynie ze złotem, legendarne zwierzęta, ukryte listy, notatki o członkach Zakonu, artefakty, pyskówki, anomalie animusa, rzymskie pamiątki, magiczne kamienie i magiczne grzybki, przeklęte symbole… Jeśli nie możecie przejść obojętnie obok świecących kropek na mapie, to zarezerwujcie sobie już teraz 100 godzi na granie. Oczywiście gra do niczego nie zmusza, ale skutecznie zachęca i sam parę razy złapałem się na tym, że zamiast nawiązywania sojuszu biegałem po lesie, szukając ukrytej za krzakami jaskini.



Warto też zatrzymać się na chwilę przy oprawie audio-wizualnej. Grę ukończyłem na Xboksie Series X i największą różnicą w stosunku do poprzedniej generacji było przejście z 30 na 60 klatek animacji. Docenicie to szczególnie przy większych starciach, gdzie nawet Xbox One X potrafił ostro klatkować. Dużo rzadziej spada też rozdzielczość, a tekstury i efekty wydają się lepszej jakości. Nie udało się za to twórcom pokonać screen tearingu, który daje się we znaki szczególnie w miastach i katedrach, ale liczę na to, że zostanie to szybko załatane. Poza tym mamy tu również standardowy wachlarz błędów, jakimi raczą nas gry z otwartymi światami – pokroju przenikających obiektów czy postaci unoszących się w powietrzu.



Złośliwi mogliby powiedzieć, że "Valhalla" to kolejna po "Odyssey" zmiana skórki i tak naprawdę to znów gramy w "Origins", no ale to duża przesada. "Assassin’s Creed Valhalla" to dobra gra, jednak ciągnie za sobą bagaż pomysłów minionej generacji, z którym należałoby się już pożegnać. Brak sensownego i solidnie wyeksponowanego głównego wątku nie pomaga w przemierzaniu Anglii, ale grę wciąż ratują klimat, nawiązania historyczne, piękne widoczki i przyjemna eksploracja. Cytując klasyka "trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym". Mam wrażenie, że to właśnie ten moment.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones