Piotr Czerkawski

Wariacje Kunderowskie – żegnamy autora "Żartu"

Hotspot
/fwm/article/Wariacje+Kunderowskie+%E2%80%93+%C5%BCegnamy+autora+%22%C5%BBartu%22+FILMWEB-151467 Getty Images © Eamonn M. McCormack
Filmweb A. Gortych Spółka komandytowa
https://www.filmweb.pl/fwm/article/Rozmawiamy+z+Bruce%27em+Campbellem-120187
WYWIAD

Rozmawiamy z Bruce'em Campbellem

Podziel się

Niekwestionowana gwiazda kina klasy B i symbol ery kaset wideo opowiada o drugim sezonie "Ash kontra martwe zło".

Życie zaczyna się po czterdziestce? Możliwe, szczególnie jeśli po latach posuchy i tułania się po planach filmowych z przeceny dostaje się rolę w popularnym, ciągnącym się latami serialu, a dekadę później powraca do stworzonej przez siebie za młodu ikonicznej postaci. Ale z drugiej strony można by równie dobrze powiedzieć, że Bruce Campbell wykorkował jeszcze przed trzydziestką, gdy na planie "Armii ciemności" padł ostatni klaps. Z niekwestionowaną gwiazdą kina klasy B i symbolem ery kaset wideo rozmawiamy o drugim sezonie "Ash kontra martwe zło", który możecie już oglądać na HBO GO. 

***


Bartosz Czartoryski: Ciężko było wymyślić Asha na nowo, już jako faceta w średnim wieku?

Bruce Campbell: Niezupełnie tak podeszliśmy do sprawy, bo nie chcieliśmy rozpisywać go od podstaw, to przecież nie czysta karta, ale postać, której historię planowaliśmy rozwinąć. Serial jest bezpośrednią kontynuacją filmowej trylogii, przyświecał nam cel rozwinięcia tej opowieści, zderzenia Asha z nową przygodą. Chcieliśmy, żeby historia ewoluowała. A nadchodzący sezon pokaże naszego ancymona od strony osobistej, bo jedziemy z kamerą do Michigan, do rodzinnego miasteczka Asha, które będzie musiał ocalić. Należy w tym miejscu dodać, że kiedy z niego przed trzydziestoma laty wyjeżdżał, otaczała go aura podejrzliwości, uchodził za seryjnego mordercę i nawet stał się przedmiotem lokalnej legendy jako Ashy Slashy (Ashy Rzeźnik – przyp. red.), o którym dzieciaki na ulicach nucą piosenki. Czyli mamy powrót bohatera, który bohaterem nie jest i dlatego prócz martwego zła będzie musiał się zmierzyć z rzeczonym stygmatem. Drugi sezon porównałbym do karczocha. Można te łupiny odbierać i obierać.

Ale jednak był to dla ciebie powrót do kogoś, kim nie byłeś od przeszło dwudziestu lat.

Niby tak, lecz nie spadło to na mnie z zaskoczenia. Jako producent byłem zaangażowany w cały proces od samego początku. Męczyłem Sama (Raimiego – przyp. red.) o serial, kiedy zaczął pisać nowy film, nowe "Martwe zło". Rob Tapert (producent – przyp. red.) i ja uważaliśmy, że to nie wypali. Sam kręci teraz wysokobudżetowe rzeczy, a czy potrzebujemy czwartej części serii za, dajmy na to, sto baniek? Nie sądzę. A jeśli film nie zarobiłby jakichś chorych pieniędzy, na zawsze zamknęlibyśmy sobie pewną furtkę. Nie zapominaj, że już "Armia ciemności" praktycznie nas pogrążyła, to przecież było ćwierć wieku temu! Gdyby nie kolejne lśniące nowością wydania całej trylogii na płytach Blu-ray, a poprzednio na DVD, nikt by się tym na nowo nie zainteresował. I nie moglibyśmy nawet pomarzyć o nakręceniu wersji telewizyjnej.

Która okazała się na tyle popularna, że niemal od razu podjęto decyzję o realizacji drugiego sezonu. Jak myślisz, czemu, pomijając kult, jakim cieszy się "Martwe zło", zaskoczyło?

Bo to świeżutkie przygody lubianego Asha! I jest coś jeszcze. Tak naprawdę dopiero teraz możemy posłuchać, co gość ma do powiedzenia. Przecież w tych trzech filmach miałem może z piętnaście linijek tekstu. Ale teraz jesteśmy w telewizji i Ash gada nieprzerwanie, a dzięki temu możesz go lepiej poznać. Czekaj, aż zobaczysz odcinek, w którym wygłasza mowę po powrocie do swojego miasteczka. Prawdziwa bomba. Zresztą mamy wiele okazji, żeby wykazać się prawdziwie porąbanym humorem, uczynić ten serial nienormalnym także na poziomie komediowym, można grać, jak nigdzie indziej by się nie zagrało.

Sam piszesz swoje kwestie, czy wszystko jest dziełem scenarzysty?

Codziennie rano przychodzę do szefowej zespołu scenopisarskiego, kładę przed nią mojego iPada i pokazuję, co chcę dzisiaj powiedzieć. Poważnie, choć nieco przesadzam. Rzadko kiedy mogę sobie na to pozwolić, ale nie nadużywam tej cierpliwości, wysuwam podobne żądania tylko wtedy, kiedy czuję, że to naprawdę konieczne. Rywalizuję po przyjacielsku ze scenarzystami i gdy dostaję satysfakcjonujący materiał, z chęcią powiem, co tylko chcą, ale jeśli coś mi nie pasuje, pozwalam sobie na zmiany. Bo z serialem jest się często przez parę ładnych lat, twoja postać rozwija się i dojrzewa, ma lepsze i gorsze dni, na tym polega cała zabawa, można dopieszczać rolę przez dłuższy czas. Pierwszego tygodnia zdjęć jeszcze nie masz pojęcia, kim jest facet, którego grasz, dopiero zaczynasz łapać, o co chodzi, ale potem się rozkręcasz.

Ash jest teraz podtatusiałym facetem pod sześćdziesiątkę. I podoba mi się to. Nadal myśli o sobie jako o pożeraczu kobiecych serc, choć przecież te czasy dawno już minęły. Ale naprawdę fajnie jest obnosić się przed kamerą z całą tą brawurą, podejmować pośpieszne, często durne decyzje. Bo mimo tylu lat na karku, Ash nadal nie ma pojęcia, jak działa świat, popełnia straszliwe błędy.
Bartosz Czartoryski
Ty akurat chyba takiego problemu nie miałeś, znacie się z Ashem tych parę lat.

Niby tak, ale Ash jest teraz podtatusiałym facetem pod sześćdziesiątkę. I podoba mi się to. Nadal myśli o sobie jako o pożeraczu kobiecych serc, choć przecież te czasy dawno już minęły. Ale naprawdę fajnie jest obnosić się przed kamerą z całą tą brawurą, podejmować pośpieszne, często durne decyzje. Bo mimo tylu lat na karku, Ash nadal nie ma pojęcia, jak działa świat, popełnia straszliwe błędy. Znaczy, kto ich nie popełnia, lecz kiedy oglądasz takiego Iron Mana, raczej nie spodziewasz się, że spieprzy sprawę. Spider-Man też nie robi głupot, Ash jak najbardziej. Choć czyni go to również bardziej ludzkim, nie zdziwię się, jeśli ktoś, siedząc przed ekranem, powie: "Ej, ten koleś jest podobny do mnie!".

Trafiliście też z serialem na dobry moment, bo odżyła fascynacja latami osiemdziesiątymi.

Nie mam pojęcia dlaczego. Lata osiemdziesiąte były do kitu. Nie rozumiem, czemu ktoś upiera się, żeby przeżywać je ponownie.

Lecz jednak pojawia się w drugim sezonie pewna niby nowa twarz, którą telewidzowie kojarzą głównie z dawnych seriali, również z tamtej epoki, czyli Lee Majors.

Ale Lee to ikona. Bo któż by inny mógłby być moim ojcem? Obaj mamy bioniczne kończyny, stary Asha też ma mechaniczną grabę, pasujemy do siebie jak ulał! (Campbell ma na myśli serial "The Six Million Dollar Man", w którym Lee Majors grał rolę cyborga - przyp. red) Lee jest cudowny. Idealny. I zobaczysz, po kim Ash przejął te swoje chamskie zachowania i złe nawyki. Bo co jak co, ale ojca modelowego to on nie miał. Nie dogadują się ze sobą, są sobie praktycznie obcy.

"Ash kontra martwe zło", o czym zresztą napomknąłeś, miesza elementy komediowe z mocnym horrorem. Jak znajdujecie ten złoty środek?

Tak naprawdę nie jest to jakieś specjalnie trudne, po prostu trzeba podchodzić do każdej sceny z należytą starannością i jeśli jest poważna, pełna napięcia, to grasz ją z powagą, a kiedy scenariusz przewiduje robienie z siebie debila, to robisz z siebie debila i masz nadzieję, że wszystko hula.

I to wszystko w zaledwie trzydzieści minut na odcinek? Czemu nie godzina?

Ha, to samo pytanie usłyszeliśmy od jednego kolesia, który miał nam sypnąć trochę grosza na serial, ale ostatecznie odpuścił. Rob Tapert zdecydował o długości odcinków i całkowicie go popieram. Mądre posunięcie, bo w ten sposób fani narzekają tylko na to, że serial jest za krótki, zaś pierwsza zasada przemysłu rozrywkowego brzmi, że ludzi trzeba nęcić, rozbudzać ich apetyt, muszą chcieć jeszcze. Gdyby każdy odcinek trwał godzinę, stracilibyśmy na tempie, a żarty na dynamice, psychologiczne tło by się rozlazło. A my to nie "The Walking Dead". Jesteśmy "Evil Dead".
51