Dzisiaj rusza znakomity serial
"Californication", który magazyn The Rolling Stone nazwał "najbardziej niepoprawnym programem, jaki można było oglądać bez używania karty kredytowej [?], jedyną komedią dla dorosłych, która faktycznie jest dla dorosłych".
Specjalnie z tej okazji prezentujemy gościnny felieton Juliusza Strachoty poświęcony temu wydarzeniu. Uwaga tekst jak i serial zawiera wulgaryzmy i przeznaczony jest dla osób pełnoletnich i zrównoważonych.
Juliusz Strachota (ur. 1979) - pisarz. Swoje opowiadania publikował w "Lampie", "Czasie Kultury", "Ha!art","Polityce". Wydał tom opowiadań
"Oprócz marzeń warto mieć papierosy". Niebawem ukaże się jego druga książka "Wczoraj trzymałam pistolet Anzo".
I codziennie spieprzasz to od nowa Zupełnie inaczej niż w polskim serialu: Pijesz z rana, bo flaszka stoi akurat przy łóżku. Obudziłeś się obok kobiety, o której wiesz niewiele, poza tym, że jest zupełnie niezła, ale co tego skoro kobieta, którą naprawdę kochasz zaraz wychodzi za innego. No to wieczorem znów siedzisz w barze, pijesz drinki,
poznajesz kobietę, o której być może rano nie wiele będziesz wiedział.
Jest szansa, że to prostytutka, ale butelka przy łóżku cię nie zawiedzie. Pasuje?
Aha, byłbym zapomniał. Nie jesteś bohaterem, którego widz lubi, bo jesteś gorszy od niego. Jesteś przecież znanym amerykańskim pisarzem, jeździsz Porshe i mieszkasz w Los Angeles. Nazywasz się Hank Moody i gra cię
David Duchovny.
Hank Moody bywa najcudowniejszym człowiekiem pod słońcem. I choć
każdego dnia spieprza sobie i innym życie, to jednak jak każdy fajny
facet chciałby żeby było inaczej. Hank jest tylko lekko nieporadny.
Moody jest prawdziwym mężczyzną i niedorosłym chłopcem w jednym. Ma to
karkołomne połączenie, które budzi bezgraniczną do niego miłość Hank
jest rycerzem, ma to swoje pieprzone gołębie serce, a jak coś to jest
pierwszy do bójki. Oczywiście bije się w obronie kobiety. Ma facet
ten zestaw właściwości, który w pewnej bezpiecznej dawce sam chciałbyś
mieć.
"She is the woman I love. I don't think, I just act.", mówi jeden z bohaterów I to jest kwintesencja poczynań Hanka w całej tej historii.
I Hank potyka się o to wszystko, o ten cały swój spieprzony charakter, o swój ideał kobiety, o to, że chciałby być lepszy, a mimo to idzie jakoś tam do przodu. A przynajmniej chciałby.
Hank przy tym cudownym zagubieniu, które kobiety kochają, jest teoretycznie dość mądrym facetem. Ma mądrość tego gościa, kto tak strasznie dużo już przegrał. To taka mądrość, którą kochają faceci. W jednym z odcinków, siedząc w barze mówi, że większość ludzi nie znajduje w życiu kogoś, kogo naprawdę kocha. ?Twierdzą, że znaleźli bo grają pieprzoną romantyczną komedię?, mówi to do swojego agenta i przyjaciela, ?My znaleźliśmy i to spieprzyliśmy.?
Potem przyjaciele bawią się w trójkącie razem z jedną bardzo atrakcyjną panią. Na to wszystko pojawiają się ich byłe kobiety, którym nagle przypłynęła fala miłości do tych dwóch głuptasów.
I tego dnia, tak jak w każdym odcinku Hank spieprza sobie życie od nowa.
W serialu
"Californication" wszystko jest pod znakiem (s)pieprzenia i
tylko miłość Hanka do Karen pozwala się temu światu kompletnie nie
rozlecieć.
Hank Moody oczywiście nie tylko walczy z przeciwnościami losu i z samym sobą, ma też zwyczajne spotkania autorskie, musi oglądać bzdurną ekranizację swojej powieści, pisze jakieś chałtury, łazi na imprezy i czasem za wiele się nie różni od innych zupełnie zwyczajnych, sławnych i bogatych ludzi z LA. Facet prowadzi ?zupełnie zwyczajne? życie amerykańskiego pisarza.
No i ma ten cały writers block, nic nie może napisać, a wszyscy czekają na
jego kolejne dzieło i na wielką kasę, którą da się na tym zarobić.
Aha. No i z kobieta, którą kocha i kocha ma córkę, którą też
kocha i to już tak zupełnie naprawdę. Wobec niej stara się nie
zachowywać jak fiut, ale oczywiście mu nie wychodzi.
"Are you ok.??, pyta córka.
?No, but I'm working on it.", mówi kochający ojciec.
Kiedyś oczywiście musi nastąpić dzień, kiedy tych wszystkich rzeczy
nie spieprzy. Za bardzo kocha dwie kobiety. Z przyjemnością popełnię swego rodzaju nadużycie i powiem, że w
"Californication" rzeczy się dzieją, tak jak zdarzają się naprawdę. Naprawdę to znaczy, że inaczej niż w polskim serialu.
Nie drażnią tu dialogi, nie drażnią sceny, miny, nie drażni gwiazda Archiwum X, nic kompletnie nie drażni. Nie wiem, ale nie muszę tego wiedzieć, żeby perypetie Hanka Moody oglądać z zapartym tchem.
No i oczywiście, w
"Californication" wszystko zmierza do szczęśliwego zakończenia. Albo wcale nie. Tych rzeczy się nie wie. A Hank Moody i tak jest cudowny, bo tak czy inaczej ma to alibi na kompletne spieprzanie sobie życia. Ma je każdego dnia.
Juliusz Strachota